Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Na tę budowę patrzyła cała Polska. Nowatorskie osiedle PR 5 w Zamościu miało zmienić jakość życia mieszkańców

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
1980 rok. Budowa osiedla PR 5 w Zamościu.
1980 rok. Budowa osiedla PR 5 w Zamościu. Archiwum Państwowe w Zamościu
Zamojska Spółdzielnia Mieszkaniowa im. Jana Zamoyskiego rozpoczęła działalność w 1982 roku. Tutaj wybudowano „perłę” schyłkowego PRL – osiedle Nowe Miasto II, zwane także PR 5. Pod nim powstała prawie 3-kilometrowa sieć tuneli. - Nie ma takiej drugiej spółdzielni – zapewnia pan Edward, jeden z lokatorów SM im. Zamoyskiego w Zamościu. - Tutaj widać jak na dłoni, że spece od budowlanki próbowali wyrwać się z komunistycznych schematów. Architekci wręcz prześcigali się w pomysłach, bo mieli pole do popisu. Wyszło... nieźle.

Zebranie założycielskie SM imienia Jana Zamoyskiego odbyło się 16 lipca 1981 roku, ale formalności związane z jej powołaniem trwały aż do nowego roku. Ten nowy, budowlany „twór” powstał dzięki podziałowi SM im. Waleriana Łukasińskiego. Od niej przejęto 23 budynki, w których były dokładnie 1074 lokale.

O tych zmianach rozmawialiśmy w styczniu 2012 roku z Janem Sadło (niestety zmarł w 2018 roku), wiceprezesem SM im Łukasińskiego w 1982 roku, a potem wieloletnim prezesem SM im. J. Zamoyskiego. - Spółdzielnia matka była za duża – opowiadał wówczas Jan Sadło. - To był główny powód podziału.

Respektowanie skali człowieka

Jan Sadło w 1982 roku miał 36 lat. Był pełen energii. Rada Nadzorca wybrała go wówczas na prezesa. Jego zastępcą został Tadeusz Krzysztofiak. Członkiem zarządu mianowano Alicję Kalman. W skład nowej spółdzielni weszły osiedla: Nowe Miasto I, Nowe Miasto II, Nowe Miasto III, Konopnickiej oraz Słoneczny Stok. Spółdzielnia szybko się rozwijała. Tylko w 1982 roku wybudowano 425 mieszkań.

- Czasy były trudne, ale w naszej spółdzielni realizowano niezwykły, pilotażowy program, który miał zmienić oblicze całego, polskiego budownictwa – opowiadał Jan Sadło (okazją do tych bezcennych dzisiaj wspomnień było 30-lecie SM imienia Jana Zamoyskiego: fragmenty rozmowy wykorzystaliśmy w tekście). - Mieliśmy szczęście. Z dobrym skutkiem wprowadziliśmy wiele nowatorskich rozwiązań. Zwłaszcza na osiedlu Nowe Miasto II, zwanym także PR 5. Na tę budowę patrzyła przecież cała Polska.

Pomysł na taką inwestycję zrodził się jeszcze w 1972 roku. I to na szczeblu centralnym. W ramach programu rządowego pod numerem piątym zapisano projekt „Kompleksowego rozwoju budownictwa mieszkaniowego”. Założenia były jak na ówczesne czasy nowatorskie. Ich opis można znaleźć m.in. w wydanej na początku lat 80. ubiegłego wieku książce pt. „Studia z dziejów rozwoju przestrzennego i architektury”, pod redakcją prof. Jerzego Kowalczyka, znanego historyka, konserwatora zabytków i miłośnika architektury.

Na nowym osiedlu miała być wprowadzona „humanizacja przestrzennego wyrazu zabudowy poprzez respektowanie skali człowieka”. Planowano, iż nowe bloki na osiedlu zapewnią kameralny charakter. Miały być także zróżnicowane „w celu łatwiejszej identyfikacji miejsca zamieszkania (z tym w PRL-owskich osiedlach był duży kłopot, co uwieczniono m.in. w filmach Stanisława Barei) oraz stworzenia warunków integracji”.

Mniejsze obciążenie transportu i „pracochłonność”

Zamiast potężnych molochów z wielkiej płyty, takich jak choćby na warszawskim Bródnie, chciano wybudować budynki jedno-, dwu-, trzy- i czterokondygnacyjne. W każdym mieszkaniu miał m.in. powstać duży pokój dzienny. Nie wliczano go do tzw. kategorii lokalu, co oznacza, że dzięki temu rozwiązaniu można było odejść od schematu określającego ile metrów powinno przypadać na jednego lokatora. Według ówczesnych norm, metrów tych było około 15. Oznaczało to, że na osiedlu PR 5 czteroosobowa rodzina mogła, zamiast mieszkania o metrażu 56 mkw. dostać lokal o pow. 70 mkw.

Nowością była też planowana „eliminacja uciążliwości komunikacyjnych”. Temu miały służyć np. większe parkingi, szersze chodniki oraz funkcjonalna sieć osiedlowych dróg. Zapowiadano też nową jakość technologiczną. W planach wytyczono wskaźniki zmian. Ciężar każdego budynku na nowym osiedlu powinien być np. obniżony o 30 proc. (miały w tym pomóc m.in. nowe linie produkcyjne), „pracochłonność” przy budowie miała spaść aż do 45 proc, a „obciążenie transportu” planowano zmniejszyć o jedną trzecią.

Takie pilotażowe osiedla w tzw. zabudowie wielorodzinnej miały powstać w Zamościu (Nowe Miasto II), w Tychach (os. Stella), w Warszawie (os. Białołęka Dworska) i w Krakowie (os. Chełmońskiego). Rozmawialiśmy o tym kilka lat temu także z profesorem Jerzym Kowalczykiem. Podkreślał on wówczas, że założenia planowanych prac były słuszne, a niektóre pomysły „właściwe”. - Nie wszystkie pomysły z czasów PRL powinno się potępiać – mówił prof. Jerzy Kowalczyk. - Zamojskie osiedle PR 5 może być tego przykładem.

Podobnie uważał prezes Jan Sadło. - Architektura mieszkaniowa miała zmienić jakoś życia mieszkańców – wspominał. - Plany były bardzo poważne, ale… rozpoczęto budowę jedynie naszego osiedla. Kraj był przecież w głębokim kryzysie.

Totalna mobilizacja sił i środków

To nie były przelewki. Zamojscy działacze Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej musieli przed budową osiedla PR 5 zwierać szeregi. Zebraniom, spotkaniom i naradom nie było końca.

„Organizacja partyjna w pełni zdaje sobie sprawę z trudności, jakie towarzyszyć będą w realizacji zadań, zwłaszcza podczas budowy bardzo nowoczesnego osiedla przy ulicy Długiej (chodzi o zamojskie osiedle PR 5)” – donosił na początku 1979 roku „Sztandar Ludu”, który był oficjalną tubą PZPR. „Będzie on wymagać od budowniczych dużej dyscypliny i ofiarności. Przykładem w tym względzie muszą być członkowie partii”.

Tę prestiżową budowę miał wykonać zamojski Kombinat Budowlany. Jak donosiły gazety, na 1040 pracowników tego przedsiębiorstwa 135 było działaczami PZPR oraz kandydatami do jej „struktur”. Na ich barkach spoczął trud budowania osiedla. Podczas partyjnego zebrania sprawozdawczego, które odbyło się w styczniu 1979 roku, na pierwszego sekretarza zakładowej komórki PZPR wybrano majstra Feliksa Pintala. Później omawiano plan pracy. Jak wynika z prasowych doniesień „nie pominięto w dyskusji spraw jakości, dużo mówiono o potrzebie doskonalenia warunków socjalno-bytowych, pracy bezpośrednio na budowach, o odpowiedzialności pracowniczej i stosunkach międzyludzkich”

Owe zagadnienia „właściwie pojmował” także Ludwik Maźnicki, ówczesny I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Zamościu.

„Z myślą o poprawie warunków życia ludności będziemy kontynuować i rozwijać budownictwo mieszkaniowe” – zapewniał Maźnicki podczas III wojewódzkiej konferencji sprawozdawczo-wyborczej zamojskiego PZPR. „Wzmożonemu wysiłkowi na rzecz wyższej jakości pracy musi towarzyszyć bardziej ofensywna i skuteczna robota polityczna i ideowo-wychowawcza”.

Kraj coraz bardziej pogrążał się w kryzysie gospodarczym. Według uczestników tych spotkań tak się jednak jakoś działo, że wskaźniki ekonomiczne sukcesywnie i z mozołem… rosły. Pisała o tym również lokalna prasa. Z tekstów wynikało, że w ówczesnym województwie zamojskim np. w 1979 r. „kąt wzrostu” budownictwa mieszkaniowego był wyższy niż średnia krajowa. Jak to możliwe? „Możemy mówić o niemal totalnej mobilizacji wszystkich sił i środków” – tłumaczył swoim czytelnikom „Sztandar Ludu”.

Mieszkania rodzą się w bólach

Rzeczywistość wyglądała mniej różowo. W połowie 1980 roku Ryszard Nowosadzki napisał w „Tygodniku Zamojskim” obszerny artykuł na temat zamojskiego budownictwa mieszkaniowego. Odwiedził także jedną z budów na miejscowym Nowym Mieście. Krytyka była, jak na owe czasy, wręcz miażdżąca. „Założenia są słuszne, tylko w realizacji powodują spore komplikacje” – zauważył Ryszard Nowosadzki.

Chodziło głównie o podejście do pracy robotników zamojskiego Kombinatu Budowlanego. Jakość ich pracy oraz kompetencje wprawiły reportera w ponury nastrój.

„Kombinat nie ma siły przebicia na giełdzie pracy” – czytamy w tym artykule. „Cóż może zaoferować? Hotel robotniczy to prowizorka. Można tam grać w karty, wypić bełta, a jak się uda to i zabawić. Żenić się nie warto, bo w tych warunkach nie można razem mieszkać. Kombinat nie wytrzymuje konkurencji prywatnych budów, przemysłu czy nawet PGR-ów”.

Gdy dziennikarz przyjechał na plac budowy, trwał akurat odbiór jednego z budynków. „Jest kierownik, mistrz” – opisuje Ryszard Nowosadzki. „Dwa piętra niżej, w jednym z wykończonych pomieszczeń śpi dwóch pracowników, zmęczonych życiem i pracą. Na głowach kaski: porządek przecież musi być”.

O godzinie 10 rozpoczęła się przerwa śniadaniowa. Miała trwać 15 minut. Była... o wiele dłuższa. „Robotnicy ruszają na zakupy” – relacjonuje dziennikarz. „Najbliższy kiosk spożywczy o kilka minut drogi. Jedni stoją w kolejce, inni idą dalej – do miasta. W kiosku brak zimnych napoi. W mieście widok ubrania roboczego z literą „B” nikogo nie dziwi… Jest ciepło, grzeje słońce. Korzysta z tego grupa chłopców z OHP. Zamiast pracować, opalają się. Nikt nie interweniuje”.

Podobno wielu budowlańców w ogóle tego dnia do pracy już nie dotarło. Nie tylko na tej budowie były kłopoty. W zamojskiej Wytwórni Elementów Wielkopłytowych oszacowano, że podczas pierwszych sześciu miesięcy 1980 roku tzw. czas nieprzepracowany przez robotników wyniósł aż 5 311 dni, z czego 1 894 to dni opuszczone z powodu choroby, a 268 to nieobecności nieusprawiedliwione. A przecież na barkach tego zakładu spoczywało wiele poważnych zadań.

Zamojska Wytwórnia Elementów Wielkopłytowych (później Fabryka Domów) powstała w 1973 roku. Działała przy ulicy Starowiejskiej. Produkowano tam m.in. płyty typu kesting – nowość w PRL-owskim budownictwie. Gdyby nie absencja pracowników praca mogłaby tam iść naprawdę pełną parą. I tak wyglądało to nieźle. Szacowano, że z wyprodukowanego w zakładzie materiału można było zbudować 2,1 tys. mieszkań rocznie. Warto zauważyć, że aż do 1993 roku zakład radził sobie bardzo dobrze. Wtedy wielkość zamówień spadła jednak pięciokrotnie. Bo wielka płyta popadła w niełaskę (w 2003 r. firma została zlikwidowana).

Kłopotem był też dowóz ludzi. Przykładem znów może być zamojski Kombinat Budowlany. Na początku lat 80. ubiegłego wieku prawie 500 jego pracowników mieszkało na stałe m.in. w Biłgoraju, Krasnymstawie, Hrubieszowie i Tomaszowie Lub. Do pracy przywoziły ich autobusy PKS. Niestety, czasami były one zanadto przepełnione, psuły się lub kursowały nieregularnie. Na budowach szwankowała natomiast ogólna organizacja pracy. „Walają się deficytowe materiały budowlane, brak też koordynacji różnych prac – pisał Ryszard Nowosadzki. „Brak też zabezpieczenia przed kradzieżami”.

Wniosek nie był optymistyczny. „Pomimo dużych wysiłków finansowych mieszkania rodzą się w Zamościu w bólach” – skwitował redaktor Nowosadzki.

Kilometry tuneli

- Na zamojskich budowach pracowali gównie robotnicy niewykwalifikowani, w większości pochodzący ze wsi – wspomina Eugeniusz Cybulski, prezydent Zamościa w latach 1981-1990. - Ilość absolwentów szkół budowlanych była tam mizerna. To musiało się przecież przełożyć na jakość prac. Tyle, że w tamtych czasach bardziej od jakości liczyła się ilość.

Szefowie budowy zamojskiego PR 5 nie mieli w takich warunkach łatwego zadania. Generalnym projektantem osiedla był architekt Bohdan Jan Jezierski z biura „Inwestprojekt” w Lublinie. Owa zamojska, „modelowa jednostka” (tak projekt nazywano) obejmowała budowę sześciu zespołów mieszkaniowych: pomarańczowego, niebieskiego, zielonego, brązowego, żółtego i fioletowego.

Prace były wykonywane głównie przez zamojskie firmy. Prowadzono je z mozołem, ale efekt był widoczny. W sumie postawiono 51 budynków, w których było 1 727 mieszkań o łącznej powierzchni prawie 109 tys. mkw.

- To było bardzo ważne – podkreśla Eugeniusz Cybulski. - W latach 80. Zamość był ważnym ośrodkiem przemysłowym, w którym działało wiele dużych zakładów. Pracowało w nich około 30 tysięcy osób. Większość z nich mieszkała poza Zamościem. Zapewnienie im mieszkań było poważnym kłopotem. Nam udało się je wybudować. I to w dobrym standardzie.

W każdym zespole mieszkaniowym (zielonym, niebieskim itd.) wybudowano także m.in. świetlicę. Na osiedlu powstały także m.in. trzy pawilony handlowe, dwie szkoły, dwa przedszkola oraz Dom Kultury „Okrąglak”.

- Nowością było wybudowanie tzw. kanałów zbiorczych – przypominał Jan Sadło. - To tunele o łącznej długości ponad 2,8 km. Znajdują się one pod kolorowymi osiedlami i są połączone ze wszystkimi budynkami. Można się nimi przemieszczać. Każdy z nich ma ok. 1,8 metra wysokości i około 2 metry szerokości.

W tych kanałach zamontowano m.in. sieć gazową i elektryczną. Kanały są na różnej głębokości, nawet kilka metrów pod ziemią. Nad nimi postawiono charakterystyczne budowle w kształcie grzybów. To tzw. czerpnie powietrza. Podobno takie rozwiązania były wcześniej stosowane tylko w Wielkiej Brytanii.

Centralnym punktem sieci tuneli jest dyspozytornia. To budynek na osiedlu pomarańczowym. Jest to coś w rodzaju centrum dowodzenia SM. Można tam zobaczyć różne tablice z kolorowymi lampkami. Zapalają się gdy np. w jakimś budynku wybuchnie pożar lub ulatnia się gaz (na całym osiedlu zamontowano system czujników). Dzięki temu pracownicy spółdzielni mogą szybko zareagować i np. wyłączyć gaz lub wezwać odpowiednie służby. O tym także opowiadał Jan Sadło.

- Okazuje się, że system kanałów i zabezpieczeń był nie tylko sprawny, ale też tani – zapewniał. - Po jego wybudowaniu porównano go z montażem sieci instalacji na jednym z osiedli w Biłgoraju. U nas wyszło taniej i to o 30 procent!

Osiedle Nowe Miasto II (PR 5) budowano w latach 1980-1993. Robiło wrażenie nie tylko na mieszkańcach Zamościa.

Inny świat

- Jedna z moich koleżanek w latach 80 ub. wieku zamieszkała na tym osiedlu. Byłam wtedy nastolatką. Pamiętam, że wizyta w jej mieszkaniu zrobiła na mnie duże wrażenie. Ja mieszkałam wówczas na osiedlu przy ulicy Orzeszkowej. Wszystkie budynki były tam jednakowe. Takie ogromne kloce z wielkiej płyty. Niczym się właściwie od siebie nie różniły. Tylko tzw. wieżowce były dwa razy wyższe (miały 10 pięter), ale one także wyglądały podobnie, kwadratowo, schematycznie – wspomina 50-letnia pani Bożena z Zamościa. - Na nowiutkim PR 5 budynki miały różne kształty i wysokości. Ładnie układały się w całość. Teren osiedla obsadzono krzewami, drzewami, kwiatami. Przestrzeń była dokładnie zaplanowana, estetyczna, jakaś taka zachodnia. To była w Zamościu nowość. Powstały tam także m.in. nowe place zabaw, boiska, alejki spacerowe.

Dla pani Bożeny był to inny świat. - Ciekawy wyglądał rozkład mieszkań w nowych blokach. On był nieoczywisty, nieschematyczny, ciekawszy niż wszędzie. Miały one też duże balkony, tarasy. To było super. Tym także byłam zdziwiona, wręcz oczarowana. Dlaczego? Wszystkie balkony w moim bloku miały może trzy metry kwadratowe powierzchni. Dzisiaj to się może wydać trochę śmieszne, ale trzeba pamiętać, że to były czasy PRL-u. Nasza rzeczywistość wyglądała wówczas inaczej niż dzisiaj – opowiada kobieta. - Nic dziwnego, że na nowiutkie PR 5 przychodzili mieszkańcy całego Zamościa i Zamojszczyzny. Oglądali wszystko z podziwem, a niektórzy wręcz z zazdrością. Przybywały też wycieczki z innych miast, a nawet podobno zagraniczne.

- To osiedle także dzisiaj może się podobać. Chociaż nowoczesne już raczej nie jest – kwituje pan Edward, jeden z okolicznych mieszkańców.

Nowe centrum Zamościa

Ta budowa była tylko jednym ze śmiałych PRL-owskich pomysłów na rozwój Zamościa. W dzielnicy przemysłowej (w okolicy ul. Kilińskiego) zamierzano wybudować wielkie zakłady chemiczne, które miały zatrudniać 5 tys. osób, a w podzamojskich Kalinowicach – osiedle mieszkaniowe wielkości lubelskiego Czechowa.

Planowano także wybudować na około 19 ha Nowe Centrum. Miało się mieścić pomiędzy ulicami Partyzantów, Róży Luksemburg – przemianowanej potem na Peowiaków i Długą – dziś Wyszyńskiego). Zamierzano tam postawić nowe gmachy sądu i prokuratury, połączone dworce PKP i PKS oraz okazały, 20-piętrowy budynek Miejskiej Rady Narodowej. To nie wszystko. W owym nowym centrum miały także powstać dwa kina na 800 miejsc, budynek teatru dramatycznego, wielobranżowe domy towarowe, hotele (na 450 miejsc), dom kultury oraz m.in. Komenda Milicji Obywatelskiej.

Zamojskie Stare Miasto oraz nową dzielnice miały oddzielać tereny zielone z przerzuconą nad nimi promenadą, czyli szerokim, znajdującym się pięć metrów nad ziemią deptakiem. Budowa miała trwać 30 lat i zakończyć się w 2000 roku.

Nowe centrum nie powstało (budowa była zbyt kosztowna), ale cześć planu udało się jednak zrealizować. Wybudowano m.in. komendę MO i Zamojski Dom Kultury. Rozpoczęto również budowę siedziby Miejskiej Rady Narodowej przy ul. Partyzantów (to dziś zapomniana ruina). Wyznaczono też tereny pod budownictwo mieszkaniowe m.in. przy ul. Kilińskiego i Przemysłowej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomorskie Targi Mieszkaniowe "Dom Mieszkanie Wnętrze" w Gdyni

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na hrubieszow.naszemiasto.pl Nasze Miasto