Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nasi się biją! Wspomnienie o Powstaniu Styczniowym na zamojskim Rynku Wodnym. Unikatowa ekspozycja Muzeum Historii Polski

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
„Powstali 1863-64” – to tytuł dużej, plenerowej wystawy, którą do 27 sierpnia możemy oglądać w Zamościu. Ekspozycja została otwarta na miejscowym Rynku Wodnym. Pobudza do refleksji i wspomnień. Tamten trudny czas jest już dla nas odległy. Jednak pozostały pamiętniki i wspomnienia, które go przywołują. Wśród nich są zapiski 12-letniej Pauliny Konarzewskiej. To ciekawa, wzruszająca lektura.

„Przyjechali młodzi S. z sąsiedztwa, Kazio i Władzio. Ojczuś bardzo się przyjaźni z ich ojcem, a Kazia ogromnie lubi (…). Przy zamkniętych drzwiach rozmawiali. Przyłożyłam ucho do klamki i słyszałam jak ojczuś wołał, ale takim głosem jakby naprawdę płakał: Dzieci, na miłość Boską, co wy robicie, porywacie się z motyką na słońce” — czytamy pod datą 20 stycznia 1863 r. we wspomnieniach Pauliny ze Stamirowskich Konarzewskiej. „A Kazio S. mówił też jakimś dziwnym głosem: Panie kochany, my zwyciężymy”.

Paulina Konarzewska miała wówczas 12 lat. Uwagę zwracały podobno jej duże, ciemnozielone oczy oraz jasne włosy, z których często kręciła sobie loczki i „kółeczka”. Dziewczynka uważała, że jest ładna i „już duża”.

Jej zapiski są wyjątkowe ze względu na czas, w jakim powstały, oraz wiek autorki. Początek powstania styczniowego dziewczynka oglądała z perspektywy dworku swoich rodziców w okolicach Miechowa w zaborze rosyjskim. Potem odwiedziła z rodziną Kraków, który znajdował się wówczas za granicą austriacką. Regularnie spisywała swój dzienniczek. Być może w tym czasie powstało wiele podobnych dziewczęcych pamiętników. Przetrwały nieliczne.

Iść w lasy i bić się za Ojczyznę!

Rozmowa ojca z Kaziem i Władziem bardzo dziewczynkę zaniepokoiła. Pytała o nią matkę, Stefcię — swoją 17-letniej siostrę, oraz niejaką panią Emilię, nauczycielkę języka francuskiego. „Powiedziały mi, że będzie powstanie i że już może jest, bo już wszystka młodzież z Warszawy uciekła do kampinoskich lasów i właśnie Kazio i Władzio tam w te lasy jadą”.

Po pewnym czasie w korytarzu rodzinnego dworu dziewczątka odbyła się scena jakby żywcem wyjęta z obrazów Artura Grottgera. Ojczuś błogosławił i ściskał obu młodzieńców, a potem można było usłyszeć okrzyk: „Niech żyje Polska!”.

„Jakie to śliczne słowo: powstanie — iść w lasy i bić się za Ojczyznę! Stefcia zaczęła klaskać w dłonie, skakać, cieszyć się, a pani Emilia powiedziała, że to jest sprawa bardzo poważna i zdaje mi się, że ta kochana, moja Emilia, miała łzy w oczach (…)” — czytamy we wspomnieniach 12-letniej Pauliny.

Wybuch powstania styczniowego był jednym z najważniejszych wydarzeń w dziejach Polski. Jak do niego doszło? W nocy z 14 na 15 stycznia 1863 r. Rosjanie przeprowadzili w Warszawie brankę, czyli pobór do wojska (a to była tylko jedna z represji zastosowanych wobec polskiego społeczeństwa).

Planowali wcielić do armii aż 10 tys. rekrutów. Służba w carskim wojsku trwała 15 lat. Ponadto Polacy trafiali zwykle do oddziałów znajdujących się w odległych zakątkach rosyjskiego imperium. Byli też poddawani drakońskiej dyscyplinie. W ten sposób łamano ich charaktery oraz uczono lojalności. W Warszawie udało się podczas tej branki zaskoczyć ok. 1,6 tys. młodych mężczyzn. Wyrywano ich ze snu, wiązano i siłą odprowadzano do koszar. Większa część, wśród nich spiskowcy, zdołała jednak uciec do lasów.

My ani śpimy, ani jemy

W tej sytuacji Konspiracyjny Komitet Centralny Narodowy, który przyjął nazwę Rząd Narodowy, ogłosił „stan insurekcji”. Powstanie objęło całe Królestwo Polskie oraz Wołyń i część Litwy. Rosjanie byli skalą tych wydarzeń zaskoczeni. 5 lutego 1863 r. Paulina Konarzewska zanotowała: „Co za okropny popłoch między Moskalami! Co dzień objeszczyki (chodzi zapewne o rosyjską straż graniczną) uciekają całymi gromadami, konno, piechotą, na wozach, a wszyscy tacy zestrachani, tacy przerażeni! Boże! Boże! Żeby to już powstańcy przyszli, ale lepiej, że Moskale uciekną, bo by mogła być bitwa, a to by było okropne”.

Niechęć do Rosjan była powszechna. Nie zawsze im to jednak od razu dawano odczuć, także z powodu grzeczności. Oto jeden z rosyjskich oficerów wstąpił do dworu, gdzie mieszkała 12-letnia Paulina. Przyszedł się przed swoją ucieczką pożegnać. Wtedy doszło do przykrej dla nastolatki sytuacji. „Byliśmy w saloniku, gdy wszedł i po chwili zaczął się żegnać i proszę sobie wyobrazić, że naprzód mamę, potem p. Emilię, a potem mnie w rękę pocałował” — pisała dziewczynka. „Stefcia uciekła i ja byłabym uciekła, ale to przecież niegrzecznie, zresztą czy ja mogłam przypuścić, że on mnie w rękę pocałuje? Wybiegłam z pokoju i zaczęłam płakać i rękę wycierać”.

W następnych dniach w pobliskich lasach słychać było strzelaninę, a gdy się przyłożyło ucho do ziemi, także dudnienie armat. „Nic nie mogę pisać, bo się cała trzęsę, my ani śpimy, ani jemy — w ciągłej trwodze boimy się Moskali i służby, a najwięcej boimy się złych wieści o naszych powstańcach” — czytamy dalej, pod datą 10 lutego, w dzienniczku Pauliny Konarzewskiej. „Ale są i chwile wielkiej radości — słychać, że niedaleko nas zbiera się wielki obóz, że ten Kurowski (Apolinary Kurowski herbu Nałęcz) to wódz znakomity, ze wszystkich stron przybywają ochotnicy, nawet z Francji i Włoch i z Turcji”.

Nasi się biją!

Nastroje były jednak zmienne. 17 lutego doszło do bitwy pod Miechowem. Było to miejsce strategiczne, zwane „trójkątem granicznym między zaborami”. Dowodzeni przez Kurowskiego powstańcy zostali rozbici (dowódcę oddziału posądzono potem o nieudolność).

„Boże, co się stało! Tyle nieszczęścia, tyle krwi, tyle łez! Nie wiem jak ja to potrafię, ale choć w króciutkich słowach napiszę” — notowała Paulina Konarzewska 20 lutego 1863 r. „Gdy onegdaj zasnęłam, nagle zbudził mnie krzyk pani Emilii: Pauline, Pauline, wstawaj — uciekamy — Moskale, nieszczęśliwa bitwa — Miechów się pali! Ojciec chwyta nas na ręce — mnie i małego braciszka Tadzia rzuca na wóz, gdzie już mama, Stefcia i pani Emilia siedziały (…). Daleko od miasta tłumy ludzi — otaczają nasz wóz — krzyczą, płaczą (…). Kobiety łamią ręce, lamentują”.

Rodzina Konarzewskich przejechała w takich okolicznościach rosyjsko-austriacką granicę i dotarła do Krakowa. Widok, jaki zastała, był zaskakujący. „Czy to Kraków naprawdę? Nie — to chyba jakiś obóz — na ulicach pełno ludzi, w Rynku nie można się przepchać, a co trochę to powstaniec albo dwóch, albo dziesięciu” — czytamy w pamiętniku. Od jednego z nich Konarzewscy dowiedzieli się, że ów Witold, który pod koniec stycznia był żegnany w ich dworze, zginął „od kuli moskiewskiej”.

To był dopiero początek insurekcji. Dziewczynka jeszcze wiele razy słyszała o walczących powstańcach. Wielu z nich też potem poznała. „Nasi się dzielnie biją — tylko nie wiem dlaczego ani Anglia, ani Napoleon (zapewne Napoleon Eugeniusz Bonaparte, następca tronu II Cesarstwa Francuskiego, w 1879 r. zabity przez plemię Zulusów w Afryce) nie przychodzą z pomocą” — dziwiła się 24 lipca 1863 r. Paulina Konarzewska. Powstańcy byli bohaterami myśli, westchnień i marzeń 12-latki. Byli wręcz jej idolami. Wielokrotnie chciała zobaczyć, „jak gonią Moskali”.

„O niczem nie mówimy, tylko o powstańcach — doprawdy ani się uczyć nie chce człowiekowi (…)” — czytamy w jednym z jej wpisów. W innym miejscu dziewczynka zanotowała: „Ciągle słychać o bitwach, o okrucieństwach Moskali, a gazety pełne opisów różnych potyczek i bohaterskich czynów naszych powstańców. Już mam całą książeczkę z wypisanymi bitwami i nazwiskami naszych bohaterów”.

Powstańcze „epizody” rzadko miewały pozytywne zakończenia. Krwawa insurekcja trwała grubo ponad rok. Stoczono w niej w sumie ponad 1,2 tys. bitew i potyczek, także w roztoczańskich lasach. Na początku 1864 r, sytuacja powstańców była już jednak beznadziejna. Tak pisał m.in. o Lubelszczyźnie jeden z pamiętnikarzy.

Drzwi zamknięte przed nosem

„Ogół więc coraz więcej opuszczał ręce, także nawet sporadyczne gdzie niegdzie zwycięstwo, jakiego oddziału i cała energia Rządu Narodowego nie mogły mu dodać wiary i zaufania w przyszłość (…)” - czytamy w jednej z relacji z tamtego czasu. „Bohaterowie powstania: Czachowski, Chmieliński, Jankowski itd. poszli na śmierć męczeńską, inni powstańcy wyparci i rozproszeni zostali za granicę, a wałęsające się jeszcze tu i tam, maleńkie oddziałki, ducha podnieść nie potrafiły (…). Tak to stały rzeczy, gdy byłem w Lubelskiem w kwietniu 1864 r.”.

Autor wspomnień porównywał niedobitki powstańczych oddziałów do zwierza osaczonego nagonką i ogarami: „Spotkania z Moskalami włóczącymi się po kilkunastu w tak zwanych letuczych atriadach ciężko było uniknąć, nawet na bocznych drożynach (…). Najgorszem było, że wskutek tych odwiedzin częstych, gościnność dworów i plebanii (a to one stały się oparciem dla powstańczych oddziałów) była pod wpływem strachu narażona na częste próby. Członkowi organizacyi nie śmiano drzwi przed nosem zamykać, lecz starano się go zwykle pozbyć”.

Wystawa Muzeum Historii Polski

Szacuje się, że w powstaniu styczniowym zginęło 5 do 6 tys. żołnierzy, a ok. 1 tys. powstańców zostało przez Rosjan rozstrzelanych lub powieszonych. Dziesiątki tysięcy osób skazano na zsyłkę w głąb Rosji. Skonfiskowano ponad 1,6 tys. polskich majątków. To wszystko jest wspominane na wystawie zorganizowanej na zamojskim Rynku Wodnym (powstała z okazji 160 rocznicy Powstania Styczniowego. Tak o tym piszą organizatorzy:
 

„Ekspozycja w polskiej i angielskiej wersji językowej składa się z dwóch części. Pierwsza z nich, to faktograficzna opowieść o insurekcji 1863–1864 przedstawiona na szesnastu stanowiskach” – czytamy w zapowiedzi wystawy. „Począwszy od przedstyczniowych manifestacji, przez przebieg walk, udział w nich wybranych postaci oraz różnych grup społecznych, po doniesienia światowej prasy o wydarzeniach, powstańczą modę z epoki i pamięć o zrywie. Ta część ma charakter analogowo-multimedialny − dzięki wykonywaniu zadań zwiedzający mogą samodzielnie odkrywać treści historyczne”.

Nie tylko to jest ważne. „Kolejnym − największym i najbardziej spektakularnym − elementem wystawy jest rotunda, w multimedialnej formie prezentującą wybrane zagadnienia z okresu Powstania Styczniowego oraz opowieści o ludziach związanych z ruchem insurekcyjnym (...)” – zachęcają organizatorzy. „Podczas zwiedzania widzowie, zwłaszcza ci najmłodsi, będą mieli okazję ułożyć wielkoformatowe puzzle czy zebrać komplet odbitek powstańczych pieczęci.

Wystawie towarzyszą warsztaty edukacyjne, przygotowane przez edukatorów z Muzeum Historii Polski. Więcej szczegółów na ten temat znajdziemy na stronie www.powstanie1863-64.pl. Organizatorem ekspozycji jest Muzeum Historii Polski. Kuratorzy to: Wojciech Kalwat i Sebastian Pawlina. Za projekt plastyczny i wykonanie odpowiedzialne było Studio projektowe Sowa-Szenk.

Wystawa dofinansowana ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Nasi się biją! Wspomnienie o Powstaniu Styczniowym na zamojskim Rynku Wodnym. Unikatowa ekspozycja Muzeum Historii Polski - Zamość Nasze Miasto

Wróć na hrubieszow.naszemiasto.pl Nasze Miasto